Krzysztof Kieślowski - "Fotografie z miasta Łodzi" w Białymstoku

31 maja 2011 roku w foyer białostockiego kina Forum odbył się wernisaż wystawy zdjęć Krzysztofa Kieślowskiego pt. "Fotografie z miasta Łodzi". Wystawa została przygotowana przez Muzeum Kinematografii w Łodzi, fotografie zostały udostępnione przez żonę reżysera - Marię Kieślowską, a wystawę objęły swoją kuratelą Panie Krystyna Zamysłowska oraz Maria Kurowska, która przygotowała ciekawy tekst promujący wystawę na plakatach, flyerach, internecie czy nawet w prasie. "Fotografie z miasta Łodzi" to zbór ok. 40 czarno-białych zdjęć prezentowanych ładnie na tle jasnego passe-partout przedstawiające zarówno portrety ówczesnych mieszkańców miasta jak i łódzkie pejzaże. Zdjęcia, wg podanych przez organizatorów informacji, zostały wykonane przez Kieślowskiego w latach 1965-1966, kiedy to był on studentem pierwszego roku Wydziału Reżyserii w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej i Filmowej w Łodzi. Wystawa w takiej formie, jak została zaprezentowana w Białymstoku, począwszy od marca 2006 roku była praktycznie nieprzerwanie pokazywana w innych miastach na całym świecie: m. in. w Paryżu, Nowym Yorku, Madrycie, Helsinkach, Meksyku i wielu, wielu innych. Wg informacji zawartych na stronie Muzeum Kinematografii w Łodzi odwiedziła ponad 50 miast, co podejrzewam nie jest i tak pełną listą. Widoczne było to także po lekkich ryskach, przytarciach itp. na kartonowych ramkach zdjęć, które to ślady dodają wędrownego klimatu całej wystawie.


Wystawa ta jest dla mnie doskonałym pretekstem by opowiedzieć jak wielkim szacunkiem darzę to, co robił i kim był Krzysztof Kieślowski oraz jak wiele sam próbuję zaczerpnąć nie tylko z jego zdjęć, które są słabo znaną sferą dokonań, ale także z filmów, zarówno dokumentalnych, jak i fabularnych, a najwięcej chyba z jego życia, bowiem był on postacią bardzo inspirującą. Dlaczego był tak niezwykłym człowiekiem i czego nauczyć się może dokumentalista od nota bene reżysera znanego najbardziej z fabuły? Postaram się krótko wyjaśnić.


W trakcie pierwszego roku Wydziału Reżyserii w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej i Filmowej w Łodzi, gdzie, jak wspomniałem, studiował Kieślowski większość zajęć miała charakter teoretyczny. Były to wykłady z historii sztuki, filmu i literatury, elektrotechniki, zasad optyki, oświetlenia. Do jednych z nielicznych zajęć o praktycznym charakterze było m. in. samodzielne fotografowanie, które przybliżało do pracy z kamerą filmową, uczyło patrzenia i obserwowania rzeczywistości, a także zmuszało do wyszukiwania interesujących danego studenta tematów. Domyślić się można, że rozpiętość tematyczna zdjęć, jakie przynosili wówczas studenci na zajęcia była szeroka i podobna do tematów wybieranych przez dzisiejszych miłośników fotografii - od najbardziej oczywistych - pejzażu i architektury, przez fotografie ładnych dziewczyn, po zdjęcia z ulicy: reporterskie, portretowe i dokumentalne. Kieślowski podobno fotografować lubił  i często włóczył się po Łodzi z Druhem, a później dwuobiektywowym Startem. Uczelnia dawała sprzęt, a nawet materiały fotograficzne czyli przede wszystkim negatywy, udostępniała też ciemnię - laboratorium fotograficzne. Warunki bardzo sprzyjające zabawie z aparatem. Zdjęcia z omawianej wystawy prezentują właśnie zdjęcia wykonane podczas wielogodzinnych spacerów Kieślowskiego po zaułkach Łodzi. Na prezentowane fotografie składają się m. in. portrety różnych osób. Można się domyślać, że część z zatrzymanych w kadrze twarzy to znajomi Krzysztofa z czasów studiów, a w przeważającej większości przypadkowi przechodnie, miejskie kwiaciarki, staruszkowie oraz dzieci bawiące się bez opieki rodziców. Są też sceny z ulicy, typowo reporterskie ujęcia oraz pejzaże miejskie. Oglądając wystawę łatwo zauważyć, że Kieślowski często odwiedzał różnego rodzaju większe skupiska ludzi - jakieś festyny, zabawy miejskie i tam wyłapywał obiektywem ciekawe spojrzenia. Łódź z tamtych lat była bardzo fotogenicznym miastem - obdrapane mury, zaniedbane budynki, zmęczone twarze - takie obrazy wyrabiały w przyszłym reżyserze bardzo charakterystyczną później wrażliwość i ukierunkowanie na człowieka. Zdjęcia nie zawsze kunsztowne pod względem techniki - czasem nieostre, poruszone, ale wspólnie dające bardzo szeroki i zróżnicowany charakter miasta widzianego oczami młodego Kieślowskiego.


"Wszystko to, co mamy  naprawdę do powiedzenia, to jest to, cośmy sami przeżyli i zrozumieli. Po prostu nikt nie jest w stanie za nas przeżyć życia, a my jako opisywacze nie jesteśmy w stanie napisać czy sfotografować niczego więcej, niż to co sami przeżyliśmy." Są to słowa, które Krzysztof Kieślowski wypowiedział w późniejszym czasie, kiedy był już uznanym reżyserem (padają w filmie dokumentalnym "Sill Alive" - 2005r.) i jestem pewien, że do omawianych zdjęć nie odnoszą się bezpośrednio. Warto przytoczyć je z prostego powodu - jest to bardzo fundamentalne stwierdzenie dla całej jego twórczości i myślę, że nie tylko jego. To Łódzka filmówka nauczyła Kieślowskiego, że by opowiadać historie, trzeba mieć swój świat, jakieś własne przeżycia, "coś nażyć" jak powtarzał za swoją przyjaciółką Hanną Krall. Jest to metoda, dla mnie osobiście bardzo bliska. Nie interesuje mnie oglądanie czystego, obiektywnego dokumentu (jeśli taki w ogóle istnieje), a dokument, który jest równocześnie odautorską wypowiedzią, zawiera pewną refleksję lub stosunek autora do poruszanego tematu. Trzeba dodać, że dobie tworzenia filmów dokumentalnych przez Kieślowskiego czyli w latach 60-tych i 70-tych dokument spełniał zupełnie inne funkcje niż dzisiaj. Wówczas polska rzeczywistość była po prostu nieopisana, istniał głód poznania wielu sfer życia. Była to rzeczywistość PRL'u, z prasą naznaczoną politycznym śladem  i raczkującą telewizją - w końcu dopiero w '61 roku ruszyła codzienna emisja programu telewizyjnego. Co innego niż dziś, kiedy od filmu i fotografii dokumentalnej trudno się opędzić i nie chłonąć nowych wiadomości.  

 
"Nieważne kiedy wyjmuje się kamerę, ale po co się to robi?". Istotne było dla niego by poprzez filmy opowiedzieć jakąś historię, porozmawiać z widzem, fotografować "przez siebie". Powtarzał to przy okazji wielu wywiadów. Dokumenty Kieślowskiego nie polegały na zatrzymywaniu rzeczywistości, która przelatywała obok. Opierał się on za innej zasadzie. Na początku zawsze była idea/pomysł, następnie wchodził w tę rzeczywistość, którą chciał zbadać i sfotografować, a na koniec przy montażu komponował ją w bardzo spójną opowieść podłóg początkowej idei. A zatem schemat pracy przy dokumencie wyglądał tak: pomysł/idea ---> realizacja ---> montaż ---> wynik w postaci filmu. Czy można tego samego klucza użyć przy budowaniu dokumentu zdjęciowego? Z pewnością.


Przyznam szczerze, że pomysły na dokument Kieślowski miał znakomite i niecodzienne. Metoda wydaje się zawsze dopasowana do tematu. Jako przykład podam filmową realizację dokumentalną pt.: "Siedem kobiet w różnym wieku". Film pokazuje życie aktorki baletowej na różnych etapach. Od nauki, poprzez zdobycie doświadczenia i umiejętności taneczno-aktorskich, angaż i rolę w ważnym, życiowym przedsięwzięciu scenicznym, sukces, a następnie stopniowe zejście ze sceny. Nie można było nakręcić tego filmując życie i pracę jednej osoby, zajęło by to ze czterdzieści lat, dlatego sfotografowane zostały przeżycia siedmiu osób dając zdystansowany, ale nieobiektywny obraz kariery aktorki baletowej, jej przeżycia i rozterki. Podobnie z dokumentem "Gadające głowy" - pomysł na dokument w którym 100 osób odpowiada na trzy proste pytania: "Kim jesteś?", "Ile masz lat?" i "Czego byś chciał/chciała?". W filmie odpowiedzi udziela wybranych ok. 40 osób w kolejności od najmłodszego do najstarszego - od niemowlaka po 100-letnią babcie. Wywiad oparty na prostym schemacie, fundamentalnych, ogólnych pytaniach i dlatego tak wymowny i dzisiaj zaliczany do klasyki gatunku. Jest to 15 bardzo zastanawiających minut. Jeszcze inaczej było w przypadku filmu pt. "Przejście podziemne". Stworzone zostały dwie wersje filmu - jedna wg scenariusza: sztuczna i nieudana oraz druga całkowicie spontaniczna - przejście niemalże w jednym ujęciu aktora Andrzeja Seweryna z kamerą. Obie odsłony tego samego miejsca połączone później w jedną całość. Film ten Kieślowski i tak uważał za nieudany, ale technika i realizacja sama w sobie pozostaje bardzo ciekawa.


Abstrahując zupełnie od wystawy, a skupiając się na życiu i twórczości Krzysztofa Kieślowskiego w ogólnym ujęciu warto zauważyć, iż reżyser szufladkowany w latach osiemdziesiątych jako przedstawiciel tzw. kina moralnego niepokoju, od czego często się odżegnywał, nigdy nie krytykował bezmyślnie systemu. Znamienna jest scena w "Amatorze", a więc już w fabule, kiedy to bohater Filip Mosz rozmawia z Dyrektorem fabryki o zwolnieniu ich wspólnego kolegi, kierownika z działu Mosza - Pana Osucha za "wybryki" Mosza czyli za jego demaskatorskie filmy. Tytułowy filmowiec-amator pragnie w swoich realizacjach obnażać słabości i wynaturzenia systemu, pokazywać prawdę, że pieniądze na odnowienie pewnej kamienicy zostały ukradzione. A dyrektor pyta "Jaką prawdę?" i dodaje, że "Wy nie wiecie wszystkiego". "Te pieniądze na kamienicę to poszły na dofinansowanie przedszkola, tego samego, do którego chodzi wasza córka, bo nam nie zawsze dają na to, na co my chcemy wziąć" (cytat skrócony i niedokładny). To był pierwszy raz, kiedy środowisko nie mogło pogodzić się z faktem, że Kieślowski popełnił tak straszną rzecz - przyznał w swoim filmie rację przeciwnikowi, komuniście. Pytany później o to w wywiadach stwierdzał spokojnie, że ta scena była po prostu potrzebna. Jakby chciał swego bohatera pouczyć, że by robić dokument konieczna jest duża wiedza i że rzeczywistość jest bardziej skomplikowana niż się wydaje. Słusznie podsumował to krytyk filmowy Tadeusz Sobolewski stwierdzając, iż Kieślowski nigdy nie obnosił się w duchu zbiorowej, egzaltowanej krytyki systemu, bo on  wszędzie widział tylko ludzi.Osobiście mam identyczne wrażenie zarówno, kiedy oglądam jego dokumenty, widzę te pierwsze czarno-białe zdjęcia z miasta Łodzi oraz kiedy słucham wywiadów z nim (trzeba tutaj podkreślić, że Kieślowskiego wyjątkowo dobrze się słucha, a same wywiady mocno wykraczały poza tematykę filmową, były to nieraz po prostu rozmowy "o życiu").


Kieślowski przebył drogę od pragmatyzmu i materializmu w dokumencie, aż do głębokiego humanizmu w fabule. Jego ostatnie filmy są w zasadzie o tym, czego zobaczyć nie można. Pięknie mówił o codzienności, że nam się wydaje, iż wszystko możemy jeszcze zrobić, mamy nadal tyle czasu, możemy jeszcze wszystko osiągnąć, a życie ostatecznie okazuje się tylko króciutką chwilą. Te chwile Krzysztof Kieślowski wdzięcznie zatrzymywał na klatce negatywu w aparacie fotograficznym i warto przy okazji ewentualnej obecności tejże wystawy przypomnieć sobie tę znakomitą postać polskiej kultury.